Użytkownik:Amoniak/Czarnobyl. Jak to było/Załącznik 1
…poległą armią, reszta inkrustuje szaroczarnym brudem. Radioaktywna trawa rośnie na podmurówkach i przedziera się przez asfalt parkingów, na których rdzewieją auta byłych mieszkańców Czarnobyla.
Wokół tego miasta duchów rozciąga się krajobraz równy piaszczystej planecie. Buldożery przykrywają piaskiem to, co przed zatruciem odpadami lub roli z tym było ziemią ojczystą Ukrainy.
Areną procesu, przy którym rozchodzi się o par. 220 ukraińskiego prawa karnego („Wykroczenie przeciwko przepisom bezpieczeństwa w zagrożonych wybuchem instalacjach, które powodują utratę życie i pociągają inne poważne konsekwencje za sobą”), jest Dom Kultury w Czarnobylu.
Od minionego wtorku w biało-brązowym budynku sześć oskarżonych musi odpowiadać za: - śmierć 31 osób, - ewakuację 135 000 osób i w bliżej nieobliczalnych stratach sięgających miliardów marek. Obciążeni winą mają już pierwszego dnia przyjąć do wiadomości, że dalsze, wcale nie lżejsze obciążenie spoczywa na nich: Tu chodzi o prestiż ZSRR, który w Czarnobylu chce objawić dowód, że potrafi z błędami przeszłości zerwać.
Sala sądowa to swojego rodzaju test, podczas którego niechlujstwo, fałszerstwo i korupcja powinny zostać zastąpione przejrzystością. Jako niewidoczny obserwator obecny jest, tak na to wygląda, Michaił Gorbaczow. Z nowym osądem zatryumfować powinny, jako niepowstrzymywalne siły, „głasnost'” – nowa otwartość i „pierestrojka” – przebudowa radzieckiego społeczeństwa.
Niezwyczajnym było już to, że Przewodniczący Składu Sędziowskiego, Raimund Brise, członek Sądu Najwyższego Związku Radzieckiego, pozwolił wpuścić, techników, dźwiękowców i kamerzystów japońskich stacji telewizyjnych oraz BBC, pomimo tego, że dziennikarze zakłócili wykład biegłych, głoszących raport o awarii reaktora nr 4.
Brise, wsparty dwoma sędziami pomocniczymi oraz pięcioma biegłymi spojrzał z zatroskanym wzrokiem na oskarżonych, którzy zajęli miejsce na ławie na prawo od składu sędziowskiego. Jednakże wysokie ciśnienie/napięcie, które na obciążonych winą działało, wychodziło z rzędów słuchaczy. Tam siedzieli, jak głuche rekwizyty mieszczańskiego dramatu, ofiary chorób popromiennych z katastrofy reaktora i koledzy po fachu robotników, którzy stracili życie podczas pożaru reaktora.
Sędzia Brise nastawił się na taki nastrój właściwie. Kulturalnie prosił oskarżonych, aby przy pytaniach oskarżających odpowiadać głośniej – mężczyźni mówili tak cicho, że nie sposób było ich za pierwszym razem zrozumieć.
Np. Wiktor Briuchanow, jeden z trzech głównych oskarżonych, zdawał się być człowiekiem, który nie do końca przypominał samego siebie. Czarnowłosy, powierzchownie wytrenowany i wyglądający top-fit mężczyzna, utknął parę razy w najprostszych zdaniach: „Jestem Wiktor Briuchanow… Byłem… dyrektorem elektrowni w Czarnobylu”.
Tak jak jego współoskarżeni przyjął taką strategię obronną, która celuje w braku zrozumienia dla ludzkich błędów. Przyjął zarzut niechlujstwa jako „strata energii”, zaprzeczył jednak, by działał wbrew przepisom bezpieczeństwa obowiązującym dla reaktora nr 4.
Kiedy technicy podczas nieszczęśliwej nocy spróbowali obniżyć poziom działania generator prądu zmiennego do najniższego poziomu i w pewnym sensie go zdławić, Briuchanow spał w domowym zaciszu, tak samo jak Szef Pionu Inżynierskiego/Głównego Inżyniera, Nikołai Fomin, który także oznajmił, że nie bierze na swoje barki ciężaru winy za katastrofę.
Na zdeterminowane konstrukcją braki reaktora powołał się trzeci główny oskarżony, Anatolij Diatłow. Był zastępcą Głównego Inżyniera i jako jedyny „menadżer Czarnobyla” znajdował się na miejscu i w czasie, gdy reaktor nie wytrzymał. Niejako uczyniło to go główną postacią, na nim spoczywa też oskarżenie, że wysłał cztery osoby wprost w inferno bez rozpoznania śmiertelnego zagrożenia.
Diatłowowi grozi kara śmierci, jeśli Sąd uznałby, że katastrofa była (co jest prawdopodobne) spowodowana „zaniedbaniem zawodowych obowiązków”. W Domu Kultury na nim można było najlepiej zaobserwować, jak zadziałał szok: Diatłow wyciągnął się na kant stołu, wsparł się na pięściach i zamknął oczy.
Raport komisji badawczej opisała operatora usługi w reaktorze jako książkowy przypadek nieporządku, niedopilnowania i niechlujstwa. Wygląda na to, że względy bezpieczeństwa nie zostały dotrzymane, wyszkolenie pracowników i techników na niewystarczające, brakowało Centrum Szkolenia. W końcu, obciążenie reaktora miało być niewłaściwe, eksperymenty, w tym ten i najbardziej objęty tajemnicą, uznano za improwizowane i przeprowadzone bez zgody z góry.
Tematem procesu, jak mówi Aleksander Kowalenko, mówca czarnobylskiego kombinatu, jest odkrycie prawdy. Jemu wydaje się „logiczne”, że jurysdykcja kary odbywa się w Czarnobylu, a nie w Kijowie. W końcu to „Czarnobyl był miejscem zbrodni”.
Przedstawiciele zachodnich mediów zostali wysłani do Moskwy po pierwszym dniu czynności sądowych. Dopiero po trzech tygodniach, na ogłoszenie wyroku, powinni mieć zezwolenie na powrót.
Do tego czasu Związek Radziecki chce samemu poradzić sobie z promieniującą przeszłością.
Der Spiegel, 13 VI 1987